Aston Martin – Vulcan
Wiele jest samochodów, których widok zapiera dech w piersiach nawet po paru latach od wypuszczenia na rynek. Trochę mniej jest takich, które po tych paru latach dalej wyglądają, jakby niedawno zjechały z deski kreślarskiej projektanta. Jednym z takich samochodów zdecydowanie jest Aston Martin Vulcan. Ten sześcioletni już model, może przyciągać nadal przyciągać oko każdego, kto trafi na jego fotografię.
Real-life Hot Wheels?
Tak jak znaczna większość Astonów łączyła w sobie niezwykłą elegancję, dobre prowadzenie i osiągi wyścigowego auta, tak Vulcan wyłamuje się z tej konwencjonalnej elegancji. Ostrzejsze zagięcia nadwozia, w połączeniu z wieloma włotami powietrza i wywietrznikami sprawiają, że Vulcan nabiera mocno zadziornego wyglądu. Oczywiście zwolennikom bardziej obłych i mniej szalonych kształtów Astona ten model nie podpasuje. Głównie przez gigantyczny, wyglądający jak skrzydło spojler. A pod nim dyfuzor rodem z modeli resoraków, które wielu z nas zbierało w dzieciństwie.
Wygląd jest, ale co poza?
Można powiedzieć, że inżynierowie Astona Martina podążyli za szalonym pomysłem projektantów. Na choćby drgnięcie pedału gazu, pod maską czeka 7 litrowy silnik V12 o mocy 800KM. Oznacza to, że jest to trzecia recenzja tak mocnych samochodów na naszej stronie po Bugatti Chironie i Nissanie GT-R Nismo. Tak potężny silnik i w połączeniu z wyżej wspomnianym przeze mnie wyżej, aerodynamicznym nadwoziem pozwala rozpędzić się 0-100km/h w niecałe 3 sekundy! Jeśli chodzi o prędkość maksymalną to Vulcan pojedzie ze spokojem powyżej 320km/h.
Za ile monet w garażu?
Cena jeden z 24 wyprodukowanych modeli wynosi niebanalne 3,4 miliona dolarów (ponad 12,5 miliona złotych). Wydaje się, ze to dość wysoka cena jak na samochód, którego nie można mieć na własność. (?) Właśnie tak. Po wyłożeniu tak wielkich pieniędzy Aston Martin Vulcan będzie nowemu właścicielowi wypożyczany i dostarczany na wskazany tor, aby zaraz po paru okrążeniach móc być zabranym z powrotem do stajni Astona Martina. Podobne rozwiązanie swoim klientom zaproponowało Ferrari przy modelu FXX. No cóż, być może czasy posiadania supersamochodów we własnym garażu odchodzą w niepamięć?
9/10
Paweł Adamczewski